Szukaj

Zaloguj

Zaloguj się

Jesteś nowym klientem?

Zarejestruj się

Szukaj

Zaloguj

Zaloguj się

Jesteś nowym klientem?

Zarejestruj się
Strona Główna/Artykuły/Niemcy bez dopingu. Idealna okazja dla ekspansji polskich firm

OKIEM LIDERÓW, GOSPODARKA I FINANSE

Niemcy bez dopingu. Idealna okazja dla ekspansji polskich firm

O strukturalnym kryzysie państwa niemieckiego i tamtejszej gospodarki, a także o obalaniu mitów na temat wpływu problemów za Odrą na polską ekonomię, z Andrzejem Sadowskim założycielem i prezydentem Centrum im. Adama Smitha, rozmawia Marek Loos.


Data publikacji: 16.04.2024

Data aktualizacji: 07.01.2025

Podziel się:

Marek Loos: Swego czasu napisałem, obecny kryzys, w który wchodzi niemiecka gospodarka, nie jest zwykłym koniunkturalnym „dołkiem”, ale strukturalnym problemem fundamentu, na jakim zostało zbudowane państwo niemieckie. Tym fundamentem jest ścisłe uzależnienie od siebie sfery gospodarczej, politycznej i społecznej oraz finansowanie konsensusu między nimi z gigantycznego eksportu produktów wytwarzanych w Niemczech. Dochody z niego czerpane finansują rozdmuchane świadczenia socjalne zapewniające spokój społeczny. Zgadzają się na ten układ politycy, przedsiębiorcy i społeczeństwo, zadowolone z państwa dobrobytu. Kłopot w tym, że cały ten układ spinał się finansowo, gdy był zasilany tanimi surowcami energetycznymi z Rosji. Wojna na Ukrainie zakończyła to Eldorado, bo dostawy surowców zostały przerwane. Gdy do tego dodamy trwającą przemianę energetyczną prowadzącą ku całkowitemu przerzuceniu się z kopalnych surowców energetycznych i energetyki jądrowej na odnawialne – nieuzasadnione ekonomicznie, bo bardzo kosztowne – otrzymujemy gotowy przepis na katastrofę.

Adam Smith: Opisana przez Pana sytuacja jest doskonałym momentem dla polskich firm na przeprowadzenie ekspansji za Odrę. Japońskie firmy uskuteczniają wchodzenie na inne rynki, kiedy są one w kryzysie, bo wszystko, co było przedtem poukładane i zastałe, ulega „rozszczelnieniu”. Dlatego paradoksalnie  taka sytuacja sprzyja ekspansji. Stąd różne dekoniunktury, które miały miejsce w Niemczech, polskie firmy wykorzystywały na rozszerzenie swojej aktywności w tym państwie.

Niemieckie przedsiębiorstwa w sytuacjach kryzysowych są zmuszone do zastąpienia dotychczasowych partnerów bardziej konkurencyjnymi cenowo, ale równie dobrymi  polskimi. Nieprawdziwe jest zatem założenie części polityków i ekonomistów, że niemiecka gospodarka jest lokomotywą ciągnącą polski wagon. Historycznie nasz eksport do Niemiec w czasie tamtejszych dekoniunktur wielokrotnie rósł, a nie spadał, bo polskie firmy potrafiły z nich skorzystać. Rządzący powinni wyzbyć się paraliżującego lęku, że jeżeli za Odrą zaczyna się dekoniunktura, to w Polsce będzie kryzys. Polscy przedsiębiorcy mieszkający w Niemczech mają odmienny do rządzących u nas pogląd, bo rejestrują najwięcej firm spośród wszystkich nacji mieszkających w tym państwie, wyprzedzając dotychczasowych liderów – Turków.

M.L. W ten sposób pokazujemy, jak bardzo przedsiębiorczym jesteśmy narodem. Co Pana zdaniem powinni robić polscy przedsiębiorcy w rozpoczynającym się procesie destabilizacji niemieckiego państwa?

A.S. Coraz częściej kryzysowa politycznie ze skutkami gospodarczymi sytuacja za Odrą jest długo wyczekiwaną sposobnością dla Polski na zwiększenie samodzielności i tym samym pozycji w Unii Europejskiej. Jawny kryzys jakości przywództwa w Niemczech, które dekadami zacieśniając relacje z Rosją, doprowadziły do zakwestionowania dogmatu o niepodważalności ich przewodzenia innym państwom, jest podobnym momentem historycznym, jak bankructwo w Polsce systemu realnego socjalizmu w roku 1988. Zauważmy, że już wcześniej trawiący Niemcy kryzys demograficzny wykorzystują polskie firmy, które kupują niemieckie biznesy mające problemy z sukcesją. Coraz częściej niemieccy właściciele wolą sprzedać firmy nawet w polskie ręce,  bo wiedzą, że dzięki temu będą dalej funkcjonowały.

Nasza obecność na rynku niemieckim jest wielopoziomowa. Jednym z przykładów jest wygranie konkurencji przez polski przemysł transportowy, mimo że wszystkie dotychczasowe rządy mu nie sprzyjały, a należy on do rodzimych  i rodzinnych firm. Miarą sukcesu naszego przemysłu transportowego, szczególnie międzynarodowego, który stał się numerem jeden w Europie, była interwencja rządów Niemiec i Francji na rzecz tzw. pakietu mobilności w celu politycznego ograniczenia konkurencji polskich firm. Nie do końca pakiet ją zatrzymał. Za to dopuszczenie do   europejskiego rynku firm z Ukrainy bez spełniania tych samych warunków co polskie zdestabilizuje je skuteczniej niż wspomniany pakiet. Równie szybko widoczne są skutki przywilejów w eksporcie żywności z Ukrainy dla polskiego rolnictwa.

M.L. Jak opisałby Pan ten mechanizm destabilizacji?

A.S. Z założenia wszystkie obszary unijnej gospodarki są bardzo ściśle kontrolowane pod względem dostępu do europejskiego rynku, który miał być chroniony przed konkurencyjnymi produktami m.in. z państw Afryki. Unia woli finansować tzw. pomoc żywnościową dla nich, niż pozwolić na sprzedaż na swoim terytorium żywności tam produkowanej, która jest jedynym produktem nadającym się do wymiany handlowej poza bogactwami naturalnymi. Te same władze Unii stosujące restrykcje handlowe wobec często głodujących społeczeństw państw afrykańskich nie mają żadnego problemu w zniesieniu ich wobec żywności produkowanej na Ukrainie. Przeregulowując na terenie Unii działalność we wszystkich praktycznie obszarach i znosząc ich obowiązek dla firm spoza niej, można tylko wywołać destabilizację prowadzącą do masowych bankructw.


Mityczne przewagi Niemiec nad Polską funkcjonują przede wszystkim w umyśle polityków, bo w rzeczywistości polscy przedsiębiorcy od dawna wygrywają w realizacji i konkurencji z przedsiębiorstwami i całymi branżami tego państwa.


M.L. Chyba trochę się przeliczyli, sądząc, że ukraińscy przedsiębiorcy zdestabilizują te branże tylko w krajach naszej części Europy. Okazuje się, że ta destabilizacja dotknęła również Niemców. Stąd rolnicze blokady dróg i miast w Niemczech.

A.S. Jeżeli z rolnictwa w Unii stworzono de facto branżę „pracy chronionej” o charakterze socjalnym, to administracyjnie blokuje się konkurencję. Nawet jak włączono Polskę do Unii, to utrzymano różnego rodzaju ograniczenia, np. dotyczące  sprzedaży na jej obszarze polskich ziemniaków. Unia nie jest miejscem tych samych zasad dla wszystkich, dlatego z dnia na dzień bez wymogów, jakie muszą spełniać polscy przedsiębiorcy transportowi, wpuszczono na unijny rynek firmy przewozowe z Ukrainy. Unia udowodniła, że można w każdej chwili odejść od wcześniej narzucanych i bezwzględnie egzekwowanych norm, ale dla zachowania uczciwej konkurencji powinno to dotyczyć wszystkich firm transportowych na jej terenie, a nie tylko firm z Ukrainy.

W innym przypadku ma to znamiona celowej destabilizacji polskiego przemysłu transportowego, który wygrał konkurencję z niemieckim i francuskim. Jednak prędzej czy później podobny los spotka zachodnioeuropejskich przedsiębiorców transportowych, chyba że po wyeliminowaniu konkurencji z Polski za sprawą ukraińskiej zostanie ona wówczas poddana tym samym normom.

Polski przemysł transportowy zbudowały firmy rodzinne. Rząd nie może być bierny wobec decyzji Unii prowadzących do ich upadku, bo to dla niego oznacza wprost odpowiedzialność za los około miliona osób w Polsce, licząc ćwierć miliona aktywnych przedsiębiorców transportowych wraz z rodzinami. Czy rząd może pozwolić sobie na upadek tego przemysłu, który jest odpowiedzialny już za ok. 6% narodowego PKB?

Kiedy na własne życzenie niemieckie przywództwo przestaje być unijnym dogmatem, jest szansa na bardziej zrównoważone relacje, którym sprzyja narastający kryzys polityczny i społeczny w tym państwie. Polską niepisaną racją stanu powinno być wykorzystywanie okazji przy każdej nadarzającej się możliwości zwiększającej naszą pozycję polityczną i gospodarczą. Skoro inne państwa w Unii potrafią korzystać na permanentnych w niej konfliktach, to najwyższy czas przyjąć tę praktykę do wiadomości i przestać udawać, że jest ona miejscem braterskiej pomocy i harmonijnej współpracy, co okazało się fikcją w czasie pandemii, kiedy Niemcy pokazały nadrzędny wobec zasad unijnych swój narodowy interes.

M.L. Uważa Pan, że jest to ten moment, w którym polskie władze powinny zadziałać?

A.S. Przez dekady utrzymywano dogmat, że Niemcy są naszym najlepszym adwokatem w Unii i tym samym nie wykorzystywano wcześniejszych okazji do wynegocjowania przynajmniej pozycji tzw. junior partnera. Sytuacja nawracających strajków, jakie rozlewają się po Niemczech za sprawą organizacji rolników, których w sprzeciwie przeciwko skutkom polityki tzw. zielonego ładu wspierają inne grupy zawodowe, jest najlepsza do uzyskania przez Polskę pozycji równorzędnego partnera. Rząd Niemiec okazał się zaskakująco jak na praktykę tego państwa wysoce niewydolny, zwłaszcza na tle poprzednich rządów, w radzeniu sobie z sytuacjami kryzysowymi i nie może już korzystać z handicapu cenowego surowców energetycznych z Rosji w tej skali,w  jakiej robił to przez ostatnie dekady.

M.L. Ale czy obecny kryzys w Niemczech nie jest wywołany również przez poprzednie rządy niemieckie? Jest w Polsce powiedzenie, że „jeżeli Pan Bóg chce kogoś pokarać, to mu odbiera rozum”. Przypominam sobie o nim, gdy obserwuję ekologiczne szaleństwo dziejące się w Niemczech pod nazwą Energiewende, czyli przemiany energetycznej, która jest nam niemal narzucana siłą.

Niemcy zarówno jako państwo, jak i sama gospodarka były już od dawna przewartościowane co do możliwości i swojej sprawności oraz przewagi. Wymuszona rezygnacja z kupowanych po dumpingowych cenach surowców energetycznych z Rosji powinna uświadomić, jak niewielkimi i sztucznymi czynnikami była utrzymywana przewaga Niemiec nad innymi gospodarkami, w tym i nad polską.

Budowa portu lotniczego Berlin Brandenburg jest bezprecedensowym końcem mitu, że to, co niemieckie, jest najwyższej i bezkonkurencyjnej jakości. Wspomniane lotnisko to monumentalny przykład skandalicznego partactwa, które nie będzie w stanie normalnie funkcjonować. Według zamówionego przez rząd raportu port lotniczy należałoby zburzyć i zbudować od nowa. Nie jest to jedyny taki przykład w Niemczech.

Oznacza to, że mityczne przewagi Niemiec nad Polską funkcjonują przede wszystkim w umysłach polityków, bo w rzeczywistości polscy przedsiębiorcy od dawna wygrywają w rywalizacji i konkurencji z przedsiębiorstwami i całymi branżami tego państwa. Politycy w Polsce powinni być jak polscy przedsiębiorcy, o których bardzo dobre zdanie miała niemiecka kanclerz. W roku 2008 do ówczesnej kanclerz udała się delegacja tamtejszych przemysłowców z prośbą, aby wskazała im, co mają robić w czasie spekulacyjnego krachu na rynkach finansowych, którego symbolem był upadek banku inwestycyjnego Lehmann Brothers. Poradziła im, aby wzięli  przykład z polskich przedsiębiorców, którzy nie pytają się premiera, co mają robić, ale zakasują rękawy i działają. Parasol ochronny, który rządy w Niemczech tak szeroko rozpostarły nad przedsiębiorcami, doprowadził ich do utraty instynktów niezbędnych do prowadzenia konkurencyjnej działalności gospodarczej.

Nie zmienią tego stanu kolejne nawet coraz większe dotacje, czego dowodem jest ostatni z roku 2023 raportu Komisji Europejskiej dotyczący innowacyjności. Mimo zwiększonych nakładów na tzw. innowacyjność, Unia powiększa swój pod tym względem dystans do Kanady, USA czy Korei Południowej. Hucznie zapowiadana „zielona transformacja” oraz inwestycje w „zielone technologie”, w które zaangażowana, a raczej do których przymuszona została  Unia pod niemieckim przywództwem, nie dały przewagi tylko przegraną  w rywalizacji na polu innowacyjności. Dzieje się tak za sprawą biurokratycznie odgórnego planowania postępu i zarządzania innowacyjnością, które w innych państwach w wyniku większego udziału konkurencji wolnorynkowej dają, jak widać, znacznie lepsze efekty.

Warto przypomnieć, że jeszcze dwie dekady temu Unia Europejska zlecała Chinom produkcję różnych dóbr jako taniemu wyrobnikowi, a po dwóch dekadach to Państwo Środka dysponuje coraz większą liczbą tzw. krytycznych technologii, jakich Unia obecnie nie jest w stanie sama na swoim obszarze wytworzyć. Nawet kiedy podjęto decyzję o relokacji fabryk z Dalekiego Wschodu z powrotem do Unii, to okazało się, że nie ma już w niej wystarczającej liczby kompetentnych pracowników i kadry zarządzającej.


Nieprawdziwe jest wierzenie części polityków i ekonomistów, że niemiecka gospodarka jest lokomotywą ciągnącą polski wagon.


M.L. A co z „zieloną rewolucją”, przeciwko której protestują aktualnie niemieccy rolnicy i nie tylko?

A.S. Niemcy tracą pozycję niekwestionowanego lidera o nieomylnym instynkcie wskazywania Europie przyszłości. Nawet  liderzy niemieckiego przemysłu samochodowego odważyli się zakwestionować  decyzje dotyczące zaprzestania produkcji aut z silnikami spalinowymi w roku 2035, co jest jednym z wielu symptomów kryzysu niemieckiego przywództwa politycznego.

Tak naprawdę nie wiadomo, co się stanie z tą ekologiczną utopią, bo w 2024 r. w wielu państwach świata – w tym w połowie krajów należących do UE – mamy wybory. Wiele wskazuje na to, że do władzy mogą dojść ugrupowania polityczne kwestionujące przemiany energetyczne.

Dowodem tego jest zmiana polityczna w Argentynie, gdzie w rezultacie niedawnych wyborów prezydentem został  nieudawany liberał, który nie wahał się zlikwidować  sporej części aparatu  biurokratycznego oraz przepisów, jakie krępowały normalne funkcjonowanie społeczeństwa i jego gospodarki.

M.L. Powracając do przytoczonej przez Pana tezy, że Niemcy utraciły zdolność wytyczania innym krajom kierunków rozwoju. Zgadzam się z nią i jako przykład szczególnie pasuje tu kierunek przemiany energetycznej – wcześniej wspominanej Energiewende.

A.S. W kategoriach logiki formalnej jest to błąd, bo w jaki sposób Unia Europejska, której powierzchnia stanowi zaledwie ok. 7% powierzchni świata, może zadecydować o poprawie jakości powietrza i mieć wpływ na klimat całej kuli ziemskiej? Państwa Unii z powierzchnią lasów około 161 mln ha stanowią około 4% powierzchni lasów świata.  Jak więc zmiany na tak procentowo niewielkim obszarze wobec powierzchni pozostałej części ziemi mogłyby mieć rozstrzygające znaczenie? Skąd wzięło się to przekonanie, że  jest to fizycznie możliwe, bo przecież  nawet niemieckie technologie takie jak fotowoltaika przegrywają z chińskimi. Rządy innych państw nie proponują swoim obywatelom tak daleko idących i zubożających ich materialnie rozwiązań.

M.L. Przytoczył Pan kilka mankamentów niemieckiej gospodarki i modelu państwa jako całości, które doprowadziły do większego niż zwykle kryzysu. Jednocześnie stwierdził Pan, iż mimo, że wymiana handlowa z Niemcami stanowi 30% naszego eksportu, to nie musimy się obawiać kryzysu w Niemczech tylko go wykorzystać. Co polscy przedsiębiorcy powinni Pana zdaniem robić w obecnej sytuacji?

A.S. Widoczny dziś kryzys tak naprawdę narastał już wcześniej, stąd rozpoczęty przez kanclerz Angelę Merkel demontaż zbyt kosztownego dla Niemiec tzw. państwa dobrobytu, który miał zapobiec pogłębianiu się problemów. Jednak dopiero utrata dumpingowych cen surowców energetycznych z Rosji przy likwidacji posiadanych elektrowni atomowych ujawniła sztuczne przewagi niemieckiej gospodarki, bo w branżach takich jak przemysł transportowy nie były aż tak znaczące i dlatego można było je pokonać.

Wysoka marża uzyskiwana przez niemiecki przemysł i usługi w sporej części wynikała z politycznie wynegocjowanego dostępu do surowców energetycznych po niższych cenach. Skoro to już w tej skali nie daje Niemcom przewagi, to może ona wynikać z relatywnie lepszych, niż w Polsce rozwiązań instytucjonalnych, podatkowych i prawnych. Gdyby nie one, to różnica między konkurencyjnością naszych gospodarek byłaby  wreszcie wyrównana. Dlatego polscy przedsiębiorcy powinni domagać się – jako jedna z ważniejszych i liczniejszych, bo wraz z rodzinami –  grup wyborczych praw nie gorszych, niż w Niemczech, a nawet lepszych. Nikt nie zakazuje rządom w Polsce wdrażania bardziej konkurencyjnych niż w Niemczech rozwiązań i przepisów.

M.L. Na przykład?

A.S. Gdyby nie absurdalne przepisy dotyczące zwrotu podatku VAT, polskie porty już dawno wyprzedziłyby Hamburg. W roku 2022 co prawda port w Gdańsku odnotował największy wzrost przeładowanych towarów spośród wszystkich tego typu obiektów w Europie, ale dystans z 63,1 milionami ton wobec 103 milionów ton przeładowanych w Hamburgu byłby dawno do pokonania, gdyby nie jakość rozwiązań i wynikająca z tego szybkość obsługi. Port w Hamburgu jest zauważalnie droższy niż port w Gdańsku, ale nawet polskie firmy przez dekady zmuszone były wybierać obiekt w Niemczech, a nie w ojczyźnie. W roku 2016 zwróciła na to uwagę Fu Ying szefowa komisji ds. zagranicznych chińskiego parlamentu, która wzięła udział w posiedzeniu sejmowej komisji spraw zagranicznych Sejmu. Diagnoza wypowiedziana przez przedstawicielkę obcego państwa, że „port w Gdańsku ma o wiele lepsze warunki od portu w Hamburgu, ale ze względu na formalności i procedury nie ma potencjału przyciągania” nie wstrząsnęła rządzącymi na tyle, aby dokonali radykalnych zmian i umożliwili wygranie konkurencji w tym zakresie.

M.L. Czy naprawdę jest aż tak źle z tą wolnością gospodarczą w Polsce?

A.S. W ostatnim rankingu Instytutu Frasera, który stworzył sieć badawczą wolności gospodarczej, a do której od lat 90. należy Centrum im. Adama Smitha jako jedyny partner z Polski, to nawet w ramach Unii Europejskiej nasze państwo zajmuje pod tym względem ostatnią pozycję. Według ostatniego raportu Banku Światowego Doing Business z roku 2020 czas zużyty przez przedsiębiorców na rozliczanie podatków wynosił jeszcze przed wprowadzeniem w Polsce tzw. polskiego ładu 334 godziny. Oznacza to, że polski przedsiębiorca bezproduktywnie tracił kilka godzin tygodniowo przez zbiurokratyzowany system, który  jest jednym z najgorszych. Wynika to z ostatniego rankingu OECD, czyli  Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, dotyczącego systemów podatkowych państw należących do tejże organizacji. Polska ze swoim systemem  zajęła  36 miejsce na 37 ze względu na jego skomplikowanie i szkodliwość. Mamy proste do uruchomienia w każdej chwili rezerwy, które nie wymagają zakupu jakiegokolwiek złota i można je bezkosztowo wykorzystać dla uczynienia z Polski prawdziwego tygrysa gospodarczego.

Smutna to konstatacja. Kiedyś usłyszałem od publicysty Rafała Ziemkiewicza, że prowadzenie działalności gospodarczej w Polsce jest jak pływanie w kisielu, a można byłoby przecież pływać w wodzie. Mimo to nasza gospodarka, jako jedna z dwóch na świecie, odnotowuje nieprzerwany wzrost PKB od początku naszej wolności, czyli od 35 lat. Polski biznes odnosi sukcesy nie dzięki władzom, ale pomimo utrudnień rzucanych przez nie przedsiębiorcom pod nogi.

Jednym ze spektakularnych dowodów na powyższą tezę jest sukces polskiego przemysłu transportowego, który dokonał się wbrew działaniom podejmowanym przez kolejne rządy. Zastanówmy się, co byłoby, gdyby kolejne rządy naszym przedsiębiorcom ani nie przeszkadzały, ani nie pomagały, co wielokrotnie na to samo w praktyce wychodziło.

M.L. Dziękuję za rozmowę.

Redakcja „SMART Business”

Magazyn branżowy
Wydawnictwo SMART Media

Misją „SMART Business” jest opowiedzenie Ci bardzo konkretnej historii… Historii o liderach i o tym, jak stać się jednym z nich. Historii o pieniądzach i o tym, jak je zarabiać oraz nimi zarządzać. Historii o stylu życia nastawionym na rozwój i generowanie wartości. Historii o budowaniu relacji zarówno z partnerami biznesowymi, jak i członkami własnego zespołu.

Zobacz również


Przeczytaj